Jak sobie poradzić?
Lubię być samodzielna. Staram się nikogo nie obciążać nadmiernie swoimi problemami i nieumiejętnościami. Niestety nie zawsze człowiek potrafi sam sobie poradzić. Już nawet nie  wspominam o różnych instrukcjach do urządzeń kuchennych, w których język jest dla mnie nie do przebrnięcia. Tu zawsze słownictwo i jego powiązanie z działaniem urządzenia wyjaśnia mi szwagier. Ale czuję swoje braki w zakresie pracy z komputerem. Sporo się już nauczyłam. Potrafię pisać, wstawiać filmy, zdjęcia i amatorskie grafiki, które sama robię. Ale gdy trzeba sięgnąć do wiedzy, jak działa komputer, to jestem kompletny laik. 
Ostatnio zniknął głos z komputera, a ja bardzo lubię słuchać muzyki. Muzyka mnie wycisza, wprowadza w dobry nastrój, pomaga skoncentrować się przy pracy umysłowej. Jest dla mnie ważna. A tu myk i jej nie ma. Najpierw starałam się sama sobie poradzić. Sprawdziłam, czy przewody wszędzie są podociskane. Były włączone prawidłowo. Poprosiłam wnuka o pomoc i okazało się, że głos był sciszony w komputerze i trzeba było go uregulować. I w takiej sytuacji leżę na cztery łopatki. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie wejść, gdzie kliknąć, co poprawić. 
Rozumiem, że to są kłopoty wynikające z mojego wieku. Gdy ja byłam nastolatką, to nie było takich urządzeń, jakie są obecnie. Gdy mój brat cioteczny sam zrobił małe radio tranzystorowe (jako jedno z pierwszych) i poszedł z nim na plażę, to ludzie dziwili się, że mydło gra. Dziś nie tylko moi wnukowie i wnuczki, ale także prawnukowie są świetnie obeznani z nowoczesną techniką. Nie boją się klikać, kombinować, bo dla nich telefon komórkowy, tablet i komputer to normalne urządzenia, z których się korzysta.
Cóż świat się zmienia. Technika idzie do przodu, a ludzie z czasów prawie króla Ćwieczka albo rozpaczliwie starają się być na bieżąco przynajmniej z tymi urządzeniami, które stoją w domu, albo poddają się, tetryczeją i często zamykają się w sobie. A stąd już tylko krok do wyizolowania się ze społeczeństwa. 
Dlatego tak bardzo pragnę być na bieżąco we wszelkiego rodzaju nowościach, żeby przynajmniej wlec się w ogonie ale nie zostawać coraz dalej za młodymi.
Na koniec piękna muzyka. Ernesto Cortazar - With you. 


 



     Język - to nasze bogactwo
 
Językoznawcy twierdzą że świat poznajemy poprzez język. Nadajemy nazwy, porównujemy, szukamy podobieństw i różnic. Myślimy także w bardzo dużym stopniu przy pomocy języka. Bodźce, które do nas docierają za pośrednictwem zmysłów, jak również emocje, które w nas są, staramy się nazwać. Inaczej żylibyśmy w świecie chaosu
Przyswajane przez człowieka słownictwo wpływa na rozwój myślenia i na rozwój inteligencji. Im bogatszy jest słownik człowieka, tym bogatsze jest jego myślenie. Zachodzi więc sprzężenie zwrotne. Bogate słownictwo wpływa na rozwój inteligencji człowieka, a inteligentnemu człowiekowi potrzebne jest obszerne słownictwo do wyrażenia bogactwa myśli.
Jaki ma związek język z naszym myśleniem? Oto co pisze na ten temat wybitny językoznawca Ferdinand de Saussure w książce „Kurs językoznawstwa ogólnego”. 

Z punktu widzenia psychologicznego myśl nasza (...) jest tylko bezkształtną i nieokreśloną masą. Filozofowie i językoznawcy zawsze zgodnie uznawali, że bez pomocy znaków nie bylibyśmy zdolni odróżnić dwóch pojęć w sposób jasny i niezmienny. Wzięta sama w sobie, myśl jest jak gdyby mgławicą, gdzie nic nie musi być z konieczności rozgraniczone. Nie ma pojęć ustalonych z góry i nic nie jest wyraźne przed pojawieniem się języka”.
Ferdinand de Saussure. Kurs językoznawstwa ogólnego.
W-wa 2002 PWN. s.135

 Język ma więc podstawowe znaczenie dla naszego rozumienia świata.
 
Tyle teorii. A jak to jest z naszym porozumiewaniem się?
Włączam  program telewizyjny. Właśnie jest dyskusja na temat bieżących spraw naszego państwa. W studiu telewizyjnym siedzi dwóch zaproszonych gości, każdy z innej partii politycznej. Dziennikarz prowadzący zadaje pytanie i prosi o odpowiedzi. No i zaczyna się..... Pytanie jest konkretne, a goście zamiast udzielić konkretnej odpowiedzi, zaczynają atakować swojego rozmówcę. Każdy chwyt jest dozwolony i dobry, aby odebrać wiarygodność drugiemu z gości. Liczy się położenie na łopatki przeciwnika. Słowa są tylko po to, aby utrącić padające stwierdzenia .
 Ja słucham tych wypowiedzi i czuję złość, bo dociera do mnie przekaz, który i mnie dotyczy. Zaczynam widzieć, że Ci dyskutanci nie traktują mnie poważnie, tylko obaj usiłują mnie wciągnąć do swoich rozgrywek politycznych. Usiłują mi wcisnąć swoje oskarżenia pod adresem tego drugiego. Ja jako słuchacz programu liczę się tylko jako osoba przeciągana na swoją stronę pomówieniami, kłamstwami i różnymi manipulacjami.

I myślę. Jak to z tym językiem jest? Do czego on służy? Przecież język to bogactwo naszej kultury. Poeci przy pomocy tego języka stworzyli arcydzieła poezji polskiej. Świetni mówcy potrafili porwać swoimi wystąpieniami miliony ludzi. Kochankowie wyznają sobie miłość. Psycholodzy potrafią przy pomocy języka pomóc ludziom zagubionym nazwać to, co jest dla tych ludzi ważne ważne. W czasie zaborów i podczas II wojny światowej uczniowie uczyli się tego języka z narażeniem życia i wolności.
                      Dziś jest nastrojowo.
Czy jeżeli jestem starszą panią, to muszę być smutas? Mowy nie ma. Trudno. Może to jest śmieszne, ale ja jestem romantyczką, podobnie jak mój śp. Ojciec.
Nawet ja jako leciwa osoba nie oczekuję radości u osób starych, a co dopiero młodzi, dla których starsi to pewno już prawie skamieliny. Ale wszyscy inni niech sobie będą, jacy chcą, i niech myślą  tak jak im wygodnie. Ja pozwalam sobie na bycie w takim nastroju, jaki aktualnie jest mi bliski i na myślenie wielokierunkowe. Lubię pojawiający się problem obejrzeć krytycznie z różnych stron Cudzych  opinii nie łykam, jak indyk kluchę.
Z komputera leci pogodna nastrojowa, muzyka. Za oknem siąpi deszczyk,w pokoju ciepło i miło. Łóżeczko tylko z poprawioną pościelą, ale bez przykrycia czeka, gdybym miała ochotę się zdrzemnąć. Jest po prostu dobrze, chociaż po przesadzaniu kwiatków na tarasie bolą mnie operowane trzy lata temu plecy.
Dom.
Anna Kamieńska napisała:
Dom to wcale nie są 
ściany i sufity i podłogi,
ale ręce naszej mamy.
Tak mówią dzieci. Dla mnie, jako osoby dorosłej dom - to bliskość, to wzajemna pomoc, to  budowanie wzajemnych relacji. Dom - to ciepło stworzone przez bliskich sobie ludzi. Piosenkę Matko moja ja wiem z repertuaru Bernarda Ładysza wykonają bracia Kaczmarek utalentowani muzycznie  chłopcy z rodziny zawodowych artystów - śpiewaków. 

 
                Nie ma co licha kusić.
                Rozważania starszej pani!
Ostatnio lubię się zamyślać.
                        Co to jest poezja?
Dziś zastanowiłam się nad pytaniem, co to jest poezja. Uczeń w szkole powiedziałby, że jest to wiersz. Ale czy na pewno i czy tylko? 
Wychodzę na ulicę i czuję na skórze ciepło promieni słonecznych i lekki powiew wiatru. Słyszę szelest liści na drzewie i czuję, że jest mi dobrze. Zamykam oczy i zaczynam marzyć. Czy tak marzył Schumann, gdy pisał swoje Marzenie? Podejrzewam, że jego marzenia obracały się wokół dźwięków. On pewno żył przede wszystkim w świecie dźwięków, jak wielu innych kompozytorów. 

 
A malarz?  Czy jego twórczość, to poetyckie spojrzenie na uroki tego świata, a czasami na przeżywane ludzkie dramaty?

Anna Kamieńska pisze:
Żad­ne tzw. prob­le­my ludzkie
 nie dadzą się roz­wiązać. 
 One są tyl­ko po to,  aby je przeżyć.
 A to właśnie jest naj­trud­niej­sze. 

A może poezja, to umiejętność zamykania w słowach swoich przeżyć i obserwacji?

Ta sama poetka pisze:
Cóż może powiedzieć 
ktoś opuszczony przez 
słowa? 

Przychodzi mi do głowy myśl, że każda twórczość , to jednocześnie umiejętność korzystania ze swojej wiedzy, ze zdobytego doświadczenia i w ogromnym stopniu sztuka wyrażania swoich emocji dźwiękiem, pędzlem, czy piórem.

A ponieważ ja sama mam już na karku wiele zim i wiosen, dlatego wstawiam na koniec mojego wpisu bardzo mi bliski utwór słowno-muzyczny pana Andrzeja Poniedzielskiego Wesoła dumka o starości.
 

 
                  W końcu prawdziwa wiosna!
Wyglądam rano przez okno, a tu słonko świeci, niebo bezchmurne i temperatura 18 stopni ciepła. Wiatru nie było, ale wywiało mnie  z domu. Wymyśliłam sobie szybko, jaki jest powód, aby iść do sklepów. Właśnie zaczęła mi się robić opryszczka na ustach. - Trzeba kupić spiritus salicylowy i maść z antybiotykiem - pomyślałam. Sprawa ogromnie ważna i nie jest istotne, że opryszczka już przysycha. Zawsze jak jest jakiś powód, to i motywacja jest większa. 
Wzięłam chodzik, bo mam kłopoty z chodzeniem i poszłam żwawym krokiem. A tu dokoła zieleń, zapach świeżości, słonko grzeje, prawdziwy maj. Nawet nie było mi zimno w nogi, choć na bose stopy założyłam same sandałki. Ludzie wkoło uśmiechnięci, życzliwi dla siebie.
 - Dzień dobry! Pięknie dziś. Prawda?  Miłego dnia!, Wszystkiego najlepszego!
Zniknęło gdzieś zmęczenie, niezadowolenie i patrzenie krzywym okiem na wszystko dokoła. Zbudziła  się dziecięca radość.

A ja teraz siedzę w domu przed komputerem i zastanawiam się nad tym, co sprawia, że ten sam świat,   który jest dokoła nas i który dziś jest taki sam jak wczoraj, odbieramy tak różnie, w zależności od nastroju, od życzliwości otaczających nas ludzi i od czegoś trudnego do zdefiniowania - czyli czegoś  nieznanego. I co mieści się w tym nieznanym?
Myślę, że wiersz - "Z lat dziecięcych" Bolesława Leśmiana ma w sobie klimat, który budzi się dziś nawet u starszych już ludzi. 
I być może w pierwsze piękne, ciepłe dni wiosny wszyscy czujemy się lepsi i młodsi, niezależnie od naszego wieku. Czy właśnie na tym polega urok wiosny? Być może.
         
Bolesław Leśmian

Z lat dziecięcych

Przypominam – wszystkiego przypomnieć nie zdołam:
Trawa…za trawą – wszechświat… A ja – kogoś wołam.
Podoba mi się własne w powietrzu wołanie -
I pachnie macierzanka – i słońce śpi-w sianie.

A jeszcze?  Co mi jeszcze z lat dawnych się marzy?
Ogród, gdzie dużo liści znajomych i twarzy -
same liście i twarze! … Liściasto i ludno!
Śmiech mój – w końcu alei.  Śmiech stłumić tak trudno!

Biegnę , głowę gmatwając w szumach , w podobłoczach!
Oddech nieba mam – w piersi! – Drzew wierzchołki -w oczach!
Kroki moje już dudnią po grobli – nad rzeką.
Słychać je tak daleko! Tak cudnie daleko!

A teraz – bieg z powrotem do domu – przez trawę -
I po schodach, co lubią biegnących stóp wrzawę…
I pokój, przepełniony wiosną i upałem,
I tym moim po kątach rozwłóczonym ciałem-

Dotyk szyby – ustami…Podróż w nic , w oszklenie -
i to czujne, bezbrzeżne z całych sił – istnienie!
                         Zachciało mi się bawić w ogrodniczkę.
Polazłam do ogródka, a dzień był zimny, dżdżysty i wietrzny.  Posadziłam krzaczki poziomek i truskawek. Trochę opełłam posadzone wcześniej maliny i wróciłam do domu już trochę podziębiona. Pomyślałam: - Dam sobie radę. Do jutra nie będzie śladu żadnego zaziębienia. Ale następnego dnia kichałam i smarkałam na zmianę. Co gorsza moje domowe leki nie spisywały się tym razem należycie i efekt jest taki, że dziś siedzę w domu z nogami w misce z bardzo ciepłą wodą, przede mną stoi naleweczka z malin, co ją sama w lecie robiłam i zaparzona lipa. Spociłam się już jak mysz w połogu, a katar nic. Jakby go to zupełnie nie ruszało. Grzecznie do niego mówię: - Poszedł won ode mnie! - ale on udaje, że nie słyszy.Tyle lat ogródek mnie zupełnie nie obchodził i teraz na starość nagle coś mi odbiło. Ale już wyobrażam sobie krzaczki obsypane czerwonymi, pachnącymi owocami, do tego bez żadnych oprysków i innego świństwa, a moje prawnusiątka skubią owoce z zagonka. Samo takie wyobrażenie wprawia mnie od razu w dobru humor.
Kiedyś moja babcia suszyła dla nas jabłka, szykowała pestki słonecznika, a teraz ja mam już o kogo zadbać. Przyjdzie z mamusią i tatusiem taki szkrab, dla którego cały świat to na razie mama, tata i najbliższe otoczenie. Cieszy się, że kotek, który ma mięciutkie futerko dał się grzecznie pogłaskać. Myślę, że takie poziomki też mogą się dziecku podobać. A mam już prawnusiów czwórkę, toteż poziomek i innych owoców musi być sporo.
Na zakończenie dzisiejszego wpisu wstawiam piosenkę, którą lubią dzieci.

 
                       Próbuję wstawić obrazek po raz kolejny    
Który to już raz staram się wstawić obrazek? Nie będę liczyła, ale wczoraj siedziałam pół dnia. Zaparłam się, że wstawię, a komputer też się zaparł że nie przyjmie. Obrazek jest już w internecie i dlatego nie wiem, w czym jest problem. Pewno będę musiała poczekać na wnuka, aż do nas wpadnie. On, to co dotyczy pracy komputera prawie wyssał z piersi matki. Poza tym ma za sobą dwa lata grafiki komputerowej. Nawet moi dwaj prawnusiowie są bardziej biegli w pracy na komputerze niż ja. No cóż. Moje dzieciństwo przypadało na czasy, gdy nie tylko nie było w domach internetu, ale także telewizji. Za to książki i czytanie było prawie każdego dnia. Zmieniają się czasy, zmienia się technika. A człowiek musi się cała życie uczyć. Może to i dobrze, bo szare komórki trzeba mocno ćwiczyć, jeśli chce się zachować sprawność umysłową. Kiedyś lekarka powiedziała, że mózg trzeba ćwiczyć, tak, jak mięśnie. No to ćwiczymy, a będzie pewno i tak, to, co będzie.

To zdjęcie weszło, a moja grafika nie chce wejść. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Jest przecież na tej samej stronie, na której był kwiat.
Jeszcze jedna próba i kończę na dzisiaj. Jestem co prawda osobą upartą w szukaniu, kombinowaniu, jak tu zrobić, żeby było dobrze, ale głową muru nie przebiję.

Trudno. Sama nie dam rady. Czekam na wnuka. A żeby tak się całkiem się nie poddawać wstawiam piękny utwór Bułata Okudżawy w interpretacji Mariana Opani.


    
          Marzenie (Jedno z wielu).
Marzę o tym, aby w rządzie i w różnych władzach, w kraju, w którym żyję, zasiadali ludzie kompetentni. Ludzie, dla których ważne są sprawy obywateli, a nie sondaże i władza. 
Wiem. Marzenia się spełniają, jeśli staramy się wprowadzić je w życie, a z tym wprowadzaniem zawsze są jakieś trudności. 
Marzę o tym, aby zdrowie dopisywało nie tylko mnie, ale także wszystkim moim bliskim.

I na razie koniec marzeń. Wracam do rzeczywistości. Na dworze jest szaro. W nocy chyba padał deszcz, bo z łóżka słyszałam stukanie kropel o parapet. Jako emerytka mam już sporo wolnego czasu i zdarza się i to dosyć często, że ten czas rozłazi mi się między palcami. Dawny pośpiech, który mi towarzyszył, gdy jeszcze pracowałam, teraz muszę zastąpić planowaniem. 
To jakie mam plany na dzisiaj?
Za chwilę idę do ogródka wypleć zielsko z posadzonych truskawek, poziomek i malin, później zajmę się swoją kondycją fizyczną, czyli przelecę się do sklepów, a mam do nich kawałek drogi.
A po obiedzie - relaks, czyli słuchanie pięknych aktorskich recytacji z muzyką w tle z internetu. 
Oto jedna z nich na początek:


Poezję Leśmiana zawsze bardzo lubiłam i lubię, a do tego w tym roku (2017) przypada 140 rocznica urodzin poety i 80 rocznica jego śmierci. Wiersz czytają Krzysztof Kolberger i Anna Romantowska.                    
                          Pani w słusznym wieku się uczy.

Ucz się dziecko, ucz, bo nauka to potęgi klucz. Właśnie przypomniałam sobie wpis, który często można było znaleźć w pamiętnikach uczniowskich. A jaką ta nauka daje radość, gdy nagle potrafimy sami zrobić coś, co do tej pory było poza zasięgiem własnych możliwości. Nie umiałam wstawiać do bloga filmików, przyjechał zięć i pokazał mi jeden sposób. Już z niego skorzystałam w poprzednim wpisie wstawiłam śpiewającą dziewięcioletnią Amirę - holenderską dziewczynkę śpiewającą pięknie i profesjonalnie. A dziś dowiedziałam się, że jest jeszcze prostszy sposób wstawiania filmików. I radość moja jest ogromna, bo umiem coś nowego i  ciekawego.  A teraz, żeby samej sobie udowodnić, że moja radość nie była zbyt wczesna wstawiam kolejny filmik. Tym razem będzie to śpiewający mały chłopiec, który nie tylko śpiewa, ale sam podkreśla rączkami takty.


 Ogromnie wzruszają mnie  takie małe brzdące, które, jak sądzę, nie mają żadnych oporów, aby ujawnić swoją ekspresję. Nie zastanawiają się nad tym, jak się lepiej ustawić do nagrania. Po prostu są sobą we wszystkim, co robią. Przelatuje mi przez głowę myśl, czy przypadkiem wychowaniem dziecka i wpajaniem mu różnych norm i nawyków nie zaprzepaszczamy tego, co jest później trudne do odtworzenia - spontaniczności i ciekawości świata. Zadaję sobie pytanie, jak wobec tego pogodzić naukę dziecka i jego wychowanie z wrodzoną mu kreatywnością.
To prawda, że nauka może iść z nami przez całe życie, ale może zdolności człowieka można byłoby rozwijać, nie gubiąc po drodze tego, co cenne.







Dziś tylko łóżko.