Po dziadku odziedziczyłam dużą wadę wzroku. Jest to astygmatyzm mix. Od dzieciństwa widzę obraz niewyraźny. Z mijającymi latami wada wzroku bardziej się komplikowała. Gdy miałam około pięćdziesięciu kilku lat dostałam trzecią grupę inwalidztwa ze względu na wzrok. I wtedy dowiedziałam się, że są prowadzone zajęcia terapeutyczne z wizjonetyki. Zgłosiłam się na nie. Zajęcia prowadziła pani psycholog, która okazała się świetnym specjalistą.
Te zajęcia, w których brałam udział i ćwiczenia w domu nauczyły mnie wielu rzeczy. Co prawda nie odzyskałam normalnego widzenia człowieka bez wady wzroku, ale dowiedziałam się wiele o sobie i o swoich nawykach, niekoniecznie zdrowych i korzystnych dla mnie.
Szczególnie zapamiętałam jedno ćwiczenie.
Pani psycholog poleciła nam dobrać się w pary. Parą dla mnie był pan Piotr. I to jemu przypadło w udziale ustawić mnie i wymodelować. Miał obejrzeć, jak stoję, jak się poruszam i miał według własnego uznania zmienić moje ustawienie ciała. Ja byłam tylko biernym odbiorcą tego, co on robił. Najpierw opuścił mi ramiona, a następnie podniósł do góry głowę. Po zakończonym ćwiczeniu padło polecenie, aby w takim właśnie ustawieniu przejść się wokół sali. W pierwszej chwili poczułam się jak nakręcony manekin. Czułam się niezręcznie. Ale z każdym następnym krokiem docierało do mnie, że tak właśnie powinnam chodzić. Wyszliśmy na zewnątrz budynku i światło słoneczne zalało moje oczy. Uświadomiłam sobie, że do tej pory chodziłam z opuszczoną głową, patrząc sobie pod nogi, do tego podnosiłam ramiona i chowałam w nich głowę, jakbym czegoś się bała.
To jedno ćwiczenie, a później następne uświadomiły mi, jak bardzo postawa człowieka i jego sposób bycia są powiązane z emocjami i jak rzutują na jego życie. O ile łatwiej jest pozytywnie myśleć z podniesioną głową i o ile łatwiej jest prowadzić dyskusję z drugim człowiekiem o zupełnie odmiennym spojrzeniu na świat i ludzi. To był początek mojego spotkania z psychologią. Na tych zajęciach podjęłam próbę innego, bardziej obiektywnego i jednocześnie bardziej prawdziwego spojrzenia na siebie samą i na ludzi.
Piszę o tym ćwiczeniu i jego znaczeniu, bo bardzo mnie niepokoi zalew złych emocji, z jakimi mamy obecnie do czynienia. Złe emocje nie przynoszą niczego dobrego. Nie pomagają, a przeszkadzają w zobaczeniu realnej rzeczywistości.
Och, te ramiona staram się cały czas kontrolować, okropny nawyk. Co wpływa na to że człowiek bezwiednie tak robi???
OdpowiedzUsuńkobietawbarwachjesieni:
OdpowiedzUsuńOdpowiadam pod nazwą mojego drugiego bloga, bo pod hasłem Kariatyda2017 nie mogę wysłać odpowiedzi. Coś się zablokowało.
W moim wypadku nie był to niekontrolowany nawyk, a raczej ucieczka przed czymś, chowanie głowy przed czymś. To było niedopuszczanie do siebie różnych trudnych myśli i uczuć. Ale o tym dowiedziałam się później.Takie patrzenie pod nogi, tak jak to dziś widzę, odgranicza nas od świata, zamyka w sobie. Ja później przeszłam długotrwałą psychoterapię. Trudno mi sobie wyobrazić kim byłabym dzisiaj, gdyby nie późniejsza praca nad sobą pod okiem doświadczonego specjalisty. Jeśli sprawa Cię interesuje, napisz. Serdecznie Cię pozdrawiam.
W trzeciej czesci filmu Twilight jest taka zabawna scenka, gdy nowa rodzina uczy akurat przeksztalcona w wampira Belle, jak ma sie zachowywac, aby nie zauwazono, ze nie jest juz czlowiekiem. Dostaje wlasnie rade- nie siedz tak prosto, ludzie tak nie siedza, opusc ramiona, niech ci glowa opadnie ;)
OdpowiedzUsuńNie widziałam tego filmu. Muszę się nim zainteresować.
Usuń