Nowy rok zaczynamy od nowych działań.

Dziś mamy już czwartek 4 stycznia. Jak ten czas leci. Gdy byłam mała czas wlókł się niemiłosiernie, teraz śmiga. Nie jestem astronomem, ani nie zdobyłam wiedzy na innym podobnym kierunku, ale jeśli dobrze zrozumiałam to, co pan Einstein powiedział, to człowiek, który w statku kosmicznym, by zaczął podróż jako młody człowiek, po iluś latach powróciłby na ziemię jeszcze w młodym wieku, a  jego koledzy pozostający na ziemi byliby już staruszkami. Może tak jest i z czasem, który przeżywa dziecko, człowiek dorosły i staruszek. A może w wieku dojrzałym po prostu inaczej  ten czas jest odczuwany i inaczej zagospodarowywany.

 Pan Einstein był nie tylko geniuszem, ale także miał ogromne poczucie humoru.
"Na pytanie, w jaki sposób dokonuje się wielkich odkryć, uczony miał odpowiedzieć: – Bardzo prosto. Wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie można. Ale przypadkowo znajduje się jakiś nieuk, który tego nie wie. I on właśnie dokonuje odkrycia." 

No więc cztery dni stycznia śmignęły, jakby kto z bicza strzelił. Ale to nie znaczy, że nic w tym czasie się nie działo. Po pierwsze wznowiłam poranne ćwiczenia po przerwie trwającej ponad dziesięć lat. To nie znaczy, że rzuciłam się na nie z ogromnym zapałem. Żadnego zapału nie było. Było to raczej racjonalne podejście do sprawy swojego zdrowia i do kondycji tak fizycznej jak i umysłowej. Ostatnio stwierdziłam, że robię się coraz bardziej nieruchawa. Najlepiej mi, gdy rozpłaszczę siedzenie na krzesełku przed komputerem i gdy tylko pracują mi palce rąk na klawiaturze. A tu od końca listopada włazi mi na kark 83-ci rok i ciało zaczyna zastygać w bezruchu. Koniec tego. To, co wyćwiczę, będę miała na ten czas, który mi jeszcze pozostał na tym ziemskim padole. Trzeba wykrzesać z siebie jeszcze chociaż trochę energii. Ponadto neurolog stwierdził u mnie chorobę parkinsona. Bardzo mi się ta diagnoza nie podoba, ale jest to, co jest. Oczywiście biorę leki, ale nie byłabym sobą gdybym nie poszukała w internecie jakichś innych, alternatywnych sposobów leczenia tej choroby. Tabletki - tabletkami. Trzeba je łykać, to łykam, ale okazuje się, że są sposoby na spowolnienie rozwoju choroby. Jednym z nich jest nordic walking. Od razu dzisiaj złapałam kijki i poleciałam na spacer. Nawet dobrze mi się szło Przeszłam kilometr bez zadyszki i bez zmęczenia. To, że mogę już tak chodzić jest zasługą przemiłego pana rehabilitanta, który bezlitośnie rozprawił się z wieloma już  moimi przykurczami (pozostałości mikroudaru). Jedyne ślady po nich to solidne siniaki po odrywaniu powięzi. Tych przykurczy starczy jeszcze na jakiś czas jeżdżenia za zabiegi. Przy okazji mam samodzielną jazdę pociągiem do Warszawy z podmiejskiej miejscowości i przemieszczanie się metrem i autobusem na miejsce. Czyli ćwiczę wszystko, co możliwe.

A w ogóle to życie jest piękne w każdym wieku. 

Na zakończenie dzisiejszego wpisu: 12 Tenors - You Raise Me Up.

 

2 komentarze:

  1. Życzę Ci wspaniałego nowego roku :)) Niech optymizm nie opuszcza Cię nawet na chwilkę :)) Ściskam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za piękne życzenia. Tobie życzę dużo zdrowia i dalszego przedstawiania pięknej Bułgarii z całym jej bogactwem. Ściskam Cię mocno.

      Usuń

Dziś tylko łóżko.