Moje uprawy na oknie.




Gdzieś w połowie marca wysiałam do dużych doniczek nasiona pomidorów. Nie jakieś tam nasiona, tylko same najlepsze i odporne gatunki. Tych gatunków było ponad dwadzieścia. Dopóki nie pokazały się młode roślinki, wszystko było w porządku. Co jakiś czas tylko ziemię w doniczkach  podlewałam i starałam się, żeby stały na słonecznym oknie w ciepłym pokoju.
Nasionka zaczęły kiełkować i w doniczkach zaczęło się pojawiać po kilka, albo po kilkanaście siewek. Początkowo były one malutkie i nie było z nimi kłopotu. Problem zaczął się, gdy siewki zaczęły wyrastać w cienkie, długie łodygi z kilkoma listeczkami na wierzchu. Trzeba  je było przepikować.  Po przepikowaniu do małych doniczek zrobiło się ponad 130 doniczek z siewkami. Oczywiście, mogłam tylko tyle małych roślinek zostawić ile było mi potrzebne do posadzenia w ogródku, ale było mi szkoda tych sadzonek, tym bardziej, że miałam na nie chętnych. No i zaczęło się wynoszenie takiej ilości doniczek w ciepłe dni na taras i wieczorem zabieranie ich do domu.

Dziś odetchnęłam. W domu zostały tylko te sadzonki, które w połowie maja  wysadzę w ogrodzie. W dodatku są one ustawione w pudełkach i dużych miskach, żeby nie trzeba było biegać z każdą doniczką, rano na taras, a wieczorem z tarasu do domu. Reszta sadzonek poszła do ludzi. A ja odpoczywam i jest mi dobrze. W domu ciepło, Słychać tylko szum komputera i od czasu do czasu łoskot przejeżdżającego za następną ulicą pociągu.

Idę spać, żeby mieć siły jutro.

Całe szczęście........

Na dziś zaplanowałam przesadzanie pomidorków. Obejrzałam moje uprawy i pomyślałam, że jest tego trochę dużo i że sama nie dam sobie rady. Zaprosiłam panią, która zgodziła się mi pomóc. O godzinie 14 było już po robocie. Teraz sobie zostawię jakieś 50 sztuk rozsady, a reszta pójdzie do ludzi. A jest tego jeszcze bardzo dużo. Każda sadzonka w osobnym pojemniczku, elegancko opisana, jak pomidorek się nazywa itd.
Ale jeśli dożyję przyszłego roku, to zrobię sadzonki tylko dla siebie. Taka ilość, jaką mam obecnie, to już nie na moje siły. No i pomidorki potrzebują dużo światła, a ja takiej ilości sadzonek światła nie mogłabym zapewnić.

Dziś bardzo miły pan pokazał mi jak można korzystać z programu - Photo Scape. Na razie jest to jeszcze dla mnie czarna magia, ale wolniutko nauczę się czegoś nowego i wtedy się pochwalę.

Na zakończenie dzisiejszego wpisu jeszcze utwór muzyczny Richarda Clayderman  Mariage d'amour.




A tu nagle zdrowotny dołek wyskoczył.

Nasz były lekarz mawiał: " Dobrze, gdy starzec przeżyje listopad i marzec." To prawda, mam już swoje lata, ale słowo staruszka chyba jeszcze do mnie nie pasuje. A jeśli staruszka, to kto inny, a nie ja, to powiedzenie pana doktora odnosi się nie do mnie. Dlaczego o tym piszę? Bo nagle wyskoczyło u mnie złe samopoczucie. Ucisk w głowie, gorsze widzenie, kłopoty z trawieniem, niestabilne ciśnienie i tym podobne przyjemności. Może to bardzo zmienna pogoda jest tego przyczyną, a może...tfu!, tfu!, tfu!...........U lekarza byłam, zrobił mi badania, niczego groźnego się nie doszukał, a ja się boję. Jakby nie było, jestem kilkanaście lat po udarze, miałam przez wiele lat niedowład nóg i wszelkie złe samopoczucia źle mi się kojarzą.
Toteż zamiast brać się do jakiejś konkretnej roboty, to obijam się koncertowo jak grucha i przyglądam się uważnie, co w głowie się dzieje. A jak człowiek taki jest wyczulony i mocno się koncentruje na sobie, to zawsze coś wypatrzy.
-  O! Tu trochę bardziej uciska. A dlaczego?
I zaczyna się kombinowanie i szukanie jeszcze innych objawów.
Nigdy hipochondryczką nie byłam, ale najwyraźniej jestem na dobrej drodze, aby się z nią zaprzyjaźnić.

Zielono mi...



Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną,
Na klombach mych myśli sadzone za młodu,
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.




Niecierpliwie czekam na wiosnę, na zieleń, na fiołki, na słonko, na uśmiechy ludzi tych bliskich i tych dalszych, na poezję i na zwykłą prozę życia, która teraz też staje się bardziej kolorowa i radosna.


Radość o poranku.
Słowa J. Kofta, muzyka J Loranc.




Wkrótce tak będzie.

Zieleń na razie jest w mojej grafice, ale wkrótce będzie tak i za oknem. Przyroda budzi się do  życia.
Bardzo lubię wiosnę. Słonko jaśniej świeci, ptaki podnoszą rejwach na widok mojego męża, który zbliża się z miską słonecznika do ich stanowiska pod kiwi, psy wygrzewają sobie futra, leżąc wprost na ziemi, a mnie jest po prostu dobrze i w domu i w ogrodzie i samej przed komputerem i wśród ludzi tych znajomych i tych obcych. Wkrótce będzie można usiąść przed cukiernią przy stoliku z herbatką i ciastkiem i patrzeć jak ludzie przechodzą obok. Czasami ktoś się przysiądzie i zaczyna się rozmowa. Bardzo to lubię. Lubię nie tylko rozmawiać, ale także słuchać. I myślę, że potrafię  słuchać aktywnie.
Już coraz rzadziej koncentruję się na uważnym obserwowaniu, jak przechodzący obok mnie ludzie idą. Jeszcze kilka lat temu właśnie na chód i to kobiet, a szczególnie tych młodych zwracałam szczególną uwagę. Patrzyłam z przyjemnością i jednocześnie z cieniem zazdrości na to jak stawiają kroki, jak niesie je energia i młodość. Czy w ten sposób rekompensowałam sobie swoje braki w zakresie chodzenia? Nie wiem. Dziś, gdy sama chodzę już w miarę dobrze, chód innych ludzi nie jest dla mnie aż tak ważny. Teraz wolę rozmowę. Taką o wszystkim i o niczym szczególnym. Taka rozmowa nawet z poznanym przed chwilą człowiekiem, daje poczucie wspólnoty, jest okazją do wprowadzenia ciepła, zrozumienia, do okazania zainteresowania tym, co mówi, do bycia z innymi.
 

 Jest godzina 22. Czas do łóżka.

22 dzień marca.

Jest godzina 21,20. Cisza. Spokój. Dzisiaj mam dzień lenistwa intelektualnego. Do komputera usiadałam dopiero wieczorem. Za to pranie  odwaliłam chyba z całej zimy. Pralka chodziła wiele godzin. A ja tylko wyjmowałam czyste, uprane rzeczy i rozwieszałam je na sznurkach.  Po wysuszeniu będzie maglowanie elektrycznym maglem. Nie znoszę prasowania i prasuję tylko to, co niezbędne. Reszta idzie pod magiel. Tu siedzę wygodnie, co chwila wkładam złożone pogniecione sztuki bielizny pościelowej i ścierek między gorące wałki i kilka sekund i wyciągam już uprasowane i to jak. Listek.
Już mamy kalendarzową wiosnę. U mnie w mieszkaniu na oknach  stoją jedna obok drugiej miski, a w nich małe doniczki z  malutkimi jeszcze siewkami pomidorów. Tych siewek jest ponad setka. Ja będę sadziła w ogródku 40 pomidorów, reszta pójdzie do znajomych. Nasiona częściowo dostałam od córki, która uprawia pomidory w tunelu, a część kupiłam w wyspecjalizowanych sklepach.  Gdy roślinki podrosną każda z nich zostanie przesadzona do osobnej doniczki i będą czekały na wysadzenie w ogródku. To będzie dosyć trudny czas ze względu na to, że przy takiej ilości doniczek trudno je będzie zmieścić w mieszkaniu. Chyba pójdę na łatwiznę i znajomym wręczę doniczki z sadzonkami. Niech się już sami martwią, jak je przetrzymać do połowy maja, bo sadzić w ogrodzie można dopiero po majowych przymrozkach.
W ostatnich dniach podłączona została do komputera inna drukarka i nagle wyskoczyły kłopoty z programem graficznym. Rysują się jakieś grube linie,  pozmieniało się działanie filtrów. Znowu będę musiała dojść do tego, o co tu chodzi.

Ennio Morricone - Le vent, le cri.


Nasz zwierzyniec..


Kocica - to rozbójnik. goni wszystkie koty, które przychodzą do miski postawionej dla wszystkich głodnych zwierząt przed drzwiami domu. Nie wystarcza jej miska postawiona w mieszkaniu dla niej. Lubi przychodzić do mnie, gdy siedzę przed komputerem. Kładzie się na biurku pod lampą i wygrzewa sobie futro. Jest na ogół łagodna, ale zdarza jej się nagle machnąć łapą i podrapać mnie, czy mojego męża. Z obu pieskami, a szczególnie z Fionką prowadzi wojnę przy płocie.

Fionka - suczka po ciężkich przejściach. W swoich szczenięcych latach została wywieziona razem ze swoim rodzeństwem i matką do lasu i tam ją z całą rodziną pozostawiono. Skatowaną i wygłodzoną psią rodzinę znajdującą się w rozpaczliwym stanie  znalazła miejscowa pani weterynarz i  sukę ze szczeniakami zabrała do siebie, a później znalazła im domy z dobrą opieką. Fionka do dziś boi się każdego kija, który znajdzie się w ręce człowieka. W ubiegłym roku potrzebna mi była gracka do pielenia zielska. Gdy Fionka zobaczyła, że trzymam grackę w ręku, to runęła do pomieszczenia, w którym pieski mają swoje miejsce do spania i bała się wyjść. A przecież nikt jej u nas nigdy nie uderzył. Jest zadbana, wygłaskana, nakarmiona i napojona. Chyba odezwały się wspomnienia jej trudnego szczenięcego życia.

Mały -  czarny piesek - to wielki przyjaciel mojego męża. Kilka lat temu, gdy mój mąż wychodził na spacer wieczorem, to nagle zjawiał się Mały i szedł za moim mężem krok w krok, po czy przy furtce zostawał. Nie chciał wchodzić na działkę. Aż kiedyś go zaprosiliśmy do siebie i już u nas został. Dziś to już jest staruszek. Ma podobno około 18 lat. Tak stwierdził lekarz. Jest biedny, bo zrobił mu się ostry stan zapalny zębów i trudno mu było jeść. Lekarz musiał mu znaczną część tych zębów usunąć. Mój mąż pieski karmi i dla Małego wybiera same miękkie kawałki mięsa.

A na rozrośniętym krzewie kiwi siedzi całe stado ptaków, które mój mąż przez całą zimę karmi.
I dobrze nam tu z tym całym zwierzęcym towarzystwem.

W domu.

Jestem już w domu. Pulsują mi wszystkie mięśnie. Ogarnia mnie senność, czyli czuję się tak, jak po  każdej innej wcześniejszej rehabilitacji. Najważniejsze, że rehabilitacja idzie do przodu i mogę powiedzieć, że do zrehabilitowania zostały jeszcze jakieś pozostałości poudarowe. A chodzę już prawie dobrze.
Żeby trochę oderwać się od myślenia o nogach, rehabilitacji itd. siadam do zabawy elementami grafiki. Bardzo to lubię i przy takim zajęciu potrafię się wyłączyć z myślenia o tym, co mi jeszcze dokucza.
  Życie jest piękne i cieszmy się nim, póki trwa.
Do jutra.
Jeszcze tylko kilka słów. Już jakoś zaczynam się odnajdować w nowym miejscu, ale wciąż mam problemy z odnalezieniem Was pod nowymi adresami. Zdarza się, że gdy otwieram nową stronę z nowym adresem, pojawia mi się nagle moja stara strona z Bloxa. Zupełnie tego nie rozumiem i nie wiem, co z tym fantem zrobić. Może macie jakąś metodę na uporządkowanie i tej części bałaganu.

Nowy dzień i nowe plany.

Zaczął się nowy dzień i od rana, jak w każdy poniedziałek, myślę już o wtorkowym wyjeździe do Warszawy. Czy będzie ciepło? Jak się ubrać, Co założyć na nogi, żeby stóp nie uciskać i żeby w razie deszczu nogi nie przemokły. Reszta ubrania jest mniej ważna. No i przed każdym wyjazdem zastanawiam się, co zabrać ze sobą na wszelki wypadek. Do plecaka pakuję leki na obniżenie ciśnienia i uspokajacze, gdyby, co nie daj Panie Boże, ciśnienie mi się podniosło, ale przede wszystkim zabieram naładowany telefon, żeby mieć kontakt z bliskimi i w razie czego z karetką pogotowia. Tfu! Tfu! Tfu! - odpukać w niemalowane drzewo.
Chcę być samodzielna i niezależna. Jest to dla mnie bardzo ważne. Nie wyobrażam sobie nawet, że mogłabym uwiesić się na kimkolwiek ze swoich bliskich i oczekiwać, że będą mnie wozili, prowadzali i załatwiali za mnie różne rzeczy.
                                                       NIE!
I nie chodzi o to, żeby chronić bliskich przed dodatkowym obowiązkiem, a.o moje psychiczne samopoczucie i o świadomość, że ja mogę sama.
                                                JESZCZE MOGĘ.




Już na luzie.

Pochwalę się. A co mi tam. Mogę teraz nakładać na grafiki zdjęcia. To wszystko nauka z ostatnich dni. Mogę wstawiać zaszyfrowane grafiki, które wyglądają jak rodzaj czarnego grzyba.

Teraz najpierw grafika z nałożonym zdjęciem:


Teraz rozszyfrowana grafika.

No i po kilku dniach nauki teraz czas na odpoczynek. Do miłego zobaczenia jutro.

I jeszcze raz.

Tym razem musi się udać, bo dostałam taką podpowiedź, że powinnam skakać do góry z radości. Tyle życzliwych osób mi wcześniej tłumaczyło, ale ja albo uszy miałam nieumyte, albo nie umiałam słuchać i czytać, bo im dłużej przy komputerze siedziałam, tym mniej wiedziałam, jak sobie poradzić. I nagle ciach i otworzyło mi się okienko w mózgu, gdyż wykład był łopatologiczny - tu kliknij tu ci się otworzy itd, aż do końca.
Teraz moje wyrazy wdzięczności :
Dziękuję serdecznie wszystkim którzy starali się mi pomóc!
 A teraz próba




Hip! Hip! Hurra1 Udało się wstawić. Teraz już zdjęcia nie uciekną.



Kolejna próba.

Nie poddaję się. Będę próbowała wstawić następną grafikę.



Jak to się stało, że paproć wskoczyła, a grafiki nie? Nie mam pojęcia. Ale siedzi . I dobrze. Jednak nie siedzi. Uciekła.

Dziś tylko łóżko.