Życzenia.

Wszystkim moim przemiłym Czytelnikom życzę z okazji Świąt Wielkiej Nocy dużo miłości, radości, ciepła i bliskości, smacznego jajka przy świątecznym stole i mokrego Śmigusa - Dyngusa w świąteczny Poniedziałek. 

Ukryty bałagan

Rozglądam się po pokoju. Czyściutko. Nic dziwnego, dwa dni temu było sprzątanie. Jak to miło usiąść do komputera w takim mieszkaniu - myślę. No to może teraz czas na to, żeby trochę pospacerować z krokomierzem kilka dni temu kupionym, który nie tylko liczy kroki, ale także kilometry i spalone kalorie. Do tej pory nie mogłam z niego korzystać, bo nie umiałam sama podłączyć baterii, a właśnie przyszedł wnuk i może to zrobić. No i zaczyna się szukanie. Najpierw na półce przy biurku. Ale na tej półce jest sporo różnych pudełek z karteczkami, obok leżą przełączniki, dalej płyty. Przeglądam karteczki, znowu układam je w pudełeczkach i szukam dalej.  Zostawiam półkę i zaczynam przeglądać regały, ale tam jest podobnie. Na regałach stoją książki, jak żołnierze na warcie, a miedzy nimi pudełka z kartonu. W każdym pudełku inne skarby. Tu adresy, tu czyste karteczki do wykorzystania, dalej różnego koloru i kształtu spinacze. Wszystko w pudełeczkach, które w większości sama zrobiłam. O zawartości tych pudełek i pudełeczek dawno już zapomniałam. Od bardzo dawna nie zaglądałam do nich, a mimo to wciąż myślę, że i te pudełeczka i ich zawartość jest mi ogromnie potrzebna. - O! Z tych notatek skorzystam, bo są ciekawe. Te przepisy też warto zachować, bo już zostały odnalezione i przepisane lub wydrukowane. Itd. Itd. Co chwila oglądam zawartość innego pudełka, a krokomierza nie ma, a musi być. Zaczyna się szukanie od nowa, przeglądanie tych samych pudełek i zapisków oraz myśl: - A może by tak poprosić św. od rzeczy zagubionych. Co prawda nie wierzę w jego pomoc, ale gdy samodzielne szukanie zawodzi, to może święty nie będzie taki obraźliwy i zechce coś podszepnąć..........
Po pewnym czasie takiego szukania w końcu natrafiam na krokomierz.
I przychodzi mi do głowy myśl, że niestety jestem bałaganiarą. Co z tego, że wszystko jest posegregowane, jak nie mogę znaleźć potrzebnej rzeczy wtedy, gdy jej szukam.

Czasami jest i tak.

Dzisiejszy wpis będzie krótki, bo nie jestem w formie. Wszedł mi w bok silny ból i wyjść nie chce, chociaż mocno go do tego namawiam.Miał on już wystarczająco dużo czasu aby mnie zmęczyć i odfrunąć. Ale on wyskoczył nagle i nie chce się ode mnie odczepić. W związku z tym jestem niemrawa i towarzyszy mi kiepski humor.
Na dworze jest pięknie. Świeci jasne słonko. Śniegu nie ma nawet śladu. Ptaki śpiewają. Wiosna. Cała przyroda budzi się do życia. Tylko wybrać się na spacer.

Radość o poranku.


Lirycznie.

Dziś jestem nastrojona lirycznie. Nie wydarzyło się nic szczególnie nastrojowego, a mnie jest po prostu dobrze. Zmęczenie po całym dniu i po podróży do Warszawy już trochę ze mnie wyparowało i właśnie zastanawiam się nad tym jaka poezja dziś współgra z drgnieniami mojego serca i umysłu. Nazwiska poetów i ich utwory przelatują mi przez głowę i zatrzymuję się przy poezji mojego ulubionego poety Bolesława Leśmiana.


Rozmowa

Ciało mówi do duszy: "Jestem tu - w tych światach,
Gdzie i ty się zbłąkałaś. Ta sama nam droga.
Spojrzyj tylko: woń wdycham, tarzam się we kwiatach,
Ocieram się o słońce, o sen i o Boga,
O którym mówisz zawsze ze smutkiem, jak gdyby
Smutek był wiarą... Spojrzyj: jestem teraz w lesie,
Bawią mię złote bąki i czerwone grzyby
I to, że drzewom wokół tak zielenić chce się!
Jeśli wolisz - każ mi się zapodziać na łące,
A zobaczysz, jak zaraz swoją białość zmącę
Purpurą rośnych maków, których dotyk nagły
Budzi szczęście i życie tak jasno tłomaczy!
Niech mię tylko kłos po oczach uderzy smagły,
A już świat się rozwidnia i wiem, co świat znaczy.
Nie przeszkadzaj mi wiedzieć! Milcz, dopóki drzewa
Szumią, dopóki pachnie jałowiec i mięta!
Milcz! Nie mówi się prawdy, lecz bez słów się śpiewa.
Kłamie ten co zna słowa, a nut nie pamięta.
Jam z tych światów, gdzie w ogniu grzech, śpiewając, pląsa,
Gdzie płoną piersi, wargi i kły, chciwe strawy -
Gdzie róża, krwią nabiegła, lilię białą kąsa,
I gdzie jeszcze brzmi w słońce zielony wrzask trawy!
Nie tłum owego wrzasku! Nie nęć mię w mrok głuszy!
Nie gardź mną, nie opuszczaj! - Porzuć swe zaświaty
Dla wspólnych zabaw ze mną" -
Tak ciało do duszy
Mówi, a dusza - nikła i płochliwa mara -
Słucha jego szeptów i przez łzy się stara
Kochać te same kwiaty, rwać te same kwiaty... 


Wiosna. Muzyka E. Simoni.




No i mamy wiosnę. Na razie, tę kalendarzową.

Szlag by to trafił i wszystkie szlaczki. Napisałam cały długi wpis i zachciało mi się dodać jeszcze piękną muzykę na koniec. No i wszystko frrrr! pofrunęło w przestrzeń międzygwiezdną. Nie mam już cierpliwości, żeby wszystko odtwarzać. Postaram się w wielkim skrócie wypunktować główne myśli.
1. Wczoraj byłam w Warszawie i wróciłam tak rozbita, że trudno mi się pozbierać do teraz, a jest już południe następnego dnia.
2. Dostałam zalecenie aby chodzić i ćwiczyć. Toteż wyciągnęłam leżące od bardzo dawna płyty z ćwiczeniami metodą Feldenkraisa. W ostatnich dniach już trzy razy ćwiczyłam. Każde ćwiczenie trwa około 50 minut.
3. Lepiej chodzę i wieczorem dla utrwalenia sprawności włączę sobie - Wizualizacje ciała i i ich aktualizacje.
A teraz dla poprawy humoru włączam muzykę. Co prawda mocno starsza pani chyba nie powinna wstawiać muzyki z takimi ognistymi tańcami  Bardziej pasowałyby jakieś................ Nie będę wstawiała, co by pasowało, bo każdy czytający ten blog sam sobie dopowie, co.  Ale co tam. Wstawiam.Taniec lubię w każdym wydaniu.



Wyjrzało słonko.

Słońce za oknem i zero stopni. Wyszłam się przejść. Oczywiście, wzięłam z sobą komórkę, a w komórce krokomierz miał mi mierzyć ilość zrobionych kroków. Pospacerowałam trochę. Nawet mi się nieźle szło, ale ilość tych kroków nie była oszałamiająca. Zaledwie 308. Ale zawsze to już coś. Przy okazji sprawdziłam, czy bardzo rozładowuje mi się telefon. Owszem. Rozładował się trochę. I to jest problem, bo podobno rozładowuje się także bateria. Ja się na  tym zupełnie nie znam, ale tak mówi specjalista, czyli mój zięć. Wobec tego raczej nie będę korzystała z krokomierza zainstalowanego w telefonie. Chyba, że sobie jakiś tani kupię jako osobny gadżet. Podobno można dostać taki już za 30 złotych. Muszę się jednak zastanowić, czy jest mi on potrzebny. Gdyby mierzył spalone przy okazji chodzenia kalorie, to miałoby to sens, bo mam 19 kg. nadwagi w stosunku do wagi z dalekiej przeszłości, czyli gdy miałam 20 lat.To były czasy. Jeść mogłam wszystko i bez ograniczeń, a ważyłam 53 kg. No, ale dużo i szybko chodziłam i byłam młodą i pełną energii dziewczyną, a nie mocno starszą panią, jak dziś. Ale jak się tak tej młodej Marysi dziś przyjrzę, to widzę, że naiwna była ogromnie, nieśmiała i zarozumiała jednocześnie. Można powiedzieć, że głupota była jej cechą podstawową. Dziś nie jestem już tą samą Marysią. Zdobyta wiedza i doświadczenie życiowe dały mi większą pewność siebie, ale też i ostrożność w wyrażaniu różnych moich ocen. Jeśli tęsknię za czymś z dalekiej przeszłości, to do energii i możliwości młodego człowieka.

Człowiek i sprawiedliwość.

Czytam, że niewinny Tomasz Komenda skazany za gwałt i zabójstwo na 25 lat więzienia po odbyciu 18 lat odsiadki wyszedł na wolność.
18 lat więzienia..........  Przecież to dla osadzonego,  niewinnego człowieka prawie wieczność. Już wiadomo, że to nie on dokonał zbrodni. Ale dlaczego dopiero teraz wiadomo? A te wszystkie lata spędzone w więzieniu przez niewinnego człowieka kto mu teraz zwróci? Mogły one przecież podkopać jego zdrowie fizyczne i psychiczne? I z pewnością nie będą one bez śladu w jego dalszym życiu.
Dalej czytam, że przeglądane są obecnie inne wieloletnie, nie do końca prawidłowo udokumentowane wyroki.

Gdy ostatnio byłam na terapii w Warszawie kupiłam książkę Justyny Kopińskiej - Z nienawiści do kobiet. Jest to zbiór reportaży. Znalazłam w niej reportaż: Ksiądz pedofil odprawia dalej.
W tym reportażu pani Kopińska zajmuje się historią dwunastoletniej dziewczynki, którą 32-letni  ksiądz zabrał od jej dysfunkcyjnej rodziny i wielokrotnie ją gwałcił. Dziewczynka straciła zdrowie. Miała kilka prób samobójczych. Wyrok sądu dla księdza - 8 lat więzienia. Po czym było dwukrotne złagodzenie kary.

Znowu zima?

Znowu zapowiadają zimę, a ja już nie mogę się doczekać ciepłych  dni wiosennych. Wiosna - to budzenie się ze snu całej przyrody. To nowa energia do działania. A tej energii po okresie zimy zaczyna już brakować ludziom w zaawansowanym wieku. Wiem coś na ten temat. Ostatnia moja podróż na rehabilitację do Warszawy, a szczególnie powrót do domu był dla mnie sporym wyzwaniem. Problemem były palce u prawej stopy. Skurczybyki nie dosyć, że się podwijają, to jeszcze szorują mocno po podłożu. Efekt jest taki, że z trudem chodzę. Nawet podkładka żelowa pod palce nie zawsze pomaga. Tym razem ból w palcach był tak przykry, że z trudem szłam. W przyszły czwartek jadę po nowe wkładki do butów, może choć trochę pomogą mi w normalnym bezbolesnym chodzeniu.
Znalazłam w Warszawie adres przychodni, w której po profesjonalnym 1,5 godzinnym badaniu stóp na różnych urządzeniach i nie tylko wykonywane są podkładki. Mam nadzieję, że może się moje kłopoty skończą. Wciąż szukam pomocy. Trwa to już dosyć długo, bo ponad 13 lat. Nie potrafię się poddać i zaakceptować tego, co jest. Żadna pokora, żadne pogodzenie się z tym, że nie mogę normalnie chodzić,  nie wchodzi w rachubę.
Do tego ta przedłużająca się zima i zimowe buty, w których źle mi się chodzi. Gdy przyjdzie ocieplenie i czas na sandałki, to od razu będzie inne życie i chodzenie. Nawet bez dodatkowych wkładek. Jest tyle różnych sandałów bardzo dobrze wyprofilowanych i nie uciskających nigdzie stóp, że przynajmniej w okresie wiosny, lata i wczesnej jesieni mam trochę łatwiej z chodzeniem, co nie znaczy, że też problemów nie ma.
Ale wciąż jest nadzieja, że może jednak........................

Wiersz Czesława Miłosza Nadzieja z pięknym podkładem muzycznym.

 

Nowy tydzień.

Praca wyjątkowo opornie mi idzie. Ale mimo to przewietrzyłam dziś zakiszoną kapustę. Wyrzuciłam ją na duże miski i wystawiłam na dwór, żeby wyszły z niej gazy. Jutro po powrocie z Warszawy przełożę ją do słoików litrowych i wyniosę do lodówki. Odkąd spróbowałam własnoręcznie zakiszonej kapusty, ta kupowana w sklepie przestała mi smakować. Ale to nie znaczy, że rzuciłam się do pracy. Wprost przeciwnie. Żadna praca mi nie idzie. Najchętniej bym spała, lub siedziała. A staram się trochę ruszać odkąd Pan Jurek - rehabilitant dał mi lekki ochrzan za to siedzenie i pogonił do chodzenia. Staję się coraz mniej ruchliwa. Jeszcze nie tak dawno, potrafiłam złapać się za robotę, którą wykonywałam szybko i bez problemu. Łudzę się, że to wczesna wiosna tak działa na starszych ludzi i odbiera im energię. Ale nie ma co mydlić sobie oczu, to nie wiosna, a jeżeli nawet ma ona jakiś wpływ na nasze samopoczucie, to nie aż taki zwalający z nóg. To, niestety, wiek. Świadomość zależności samopoczucia od wieku nie jest miła, bo natychmiast przychodzi pytanie: - A co będzie za rok, dwa lub więcej, jeśli do nich dożyję?

I nagle widzę obrazek, który przenosi mnie ponad dwadzieścia lat wstecz: Jest piękny dzień letni, a ja z rozwianymi włosami i w lekkiej sukience i klapkach na nogach idę sobie Krakowskim Przedmieściem w Warszawie. Zatrzymuję się przy kiermaszach z książkami. Wchodzę do księgarni, odwiedzam cukiernię i wstępuję do kościoła, w którym moi rodzice w 1929 roku brali ślub. Staram się wyobrazić sobie atmosferę tej uroczystości. Wiem, że ślub odbył się w lutym i na dworze był siarczysty mróz. Później rodzice pojechali saniami do mieszkania na poddaszu, gdzie babcia nasmażyła pępuchów, jak mówił mój ojciec. Była jakaś muzyka i tańce. Moja mama pochodziła z biednej robotniczej rodziny, a ojciec urodził się i wychował w małej wiosce.

Wracam do dnia dzisiejszego. Teraz nawet w piękny wiosenny dzień nie chodzę już po ulicy z rozwianymi włosami. Po przebytym mikroudarze boję się głowę nagrzewać promieniami słońca. Zawsze osłaniam ją kapeluszem, a kapeluszy nie cierpię. Lubię swobodę i luz.

Nie jestem pewna, czy piosenki Sentymentalny świat w wykonaniu pana Połomskiego już nie wstawiałam wcześniej, ale dziś pasuje do moich wspomnień i dlatego ją wstawiam.

Jerzy Połomski Sentymentalny świat



Bez tytułu

Jest wieczór. Siedzę i myślę. Co dziś napisać, gdy nic ciekawego się nie dzieje. Kompletna stagnacja. Każdej myśli poszukuję z trudem w głowie i  po wyciągnięciu jej z krytycznym nastawieniem uważnie się jej przyglądam. Nawet gotowanie i pieczenie stało się wysiłkiem prawie nie do przeskoczenia. Od chwili pieczenia ostatnich słonych ciastek z żółtym serem na wypieki patrzę z dużą niechęcią.
Przepis na ciastka znalazłam w internecie. Podobał mi się, bo nie było w nim ani cukru, ani innych słodzików zastępczych, a mam męża cukrzyka. Do pracy zabrałam się z zapałem. Zważyłam wszystkie składniki, zagniotłam ciasto i włożyłam je na pół godziny do lodówki. Wszystko zgodnie z przepisem. To, co wyszło po upieczeniu powinno dostać specjalną nazwę. W moim języku to nie ciastka a badziewie. Nawet ptaki ten wypiek olały. Nie muszę dodawać, że to niepowodzenie cukiernicze podcięło mi mocno skrzydła.
- Po co się wysilać, jak może wyjść w efekcie coś tak beznadziejnego - pomyślałam.
Żeby jednak nie poddać się marazmowi, który zaczął mnie mocno ogarniać, wzięłam się za kiszenie kapusty. Zakisiłam jedną główkę białej kapusty, jedną główkę czerwonej i trzy główki kapusty pekińskiej. Do wszystkich dodałam startą marchew, drobno pokrojone jabłka i kminek. Kiszonka stoi dopiero kilka dni, a sok z niej już jest bardzo smaczny, lekko kwaskowy.
A gdzie jest jakieś życie intelektualne starszej pani? To życie ostatnio zostało zawieszone na kołku. W czytaniu mam mały przestój. Trudności z czytaniem wynikają z tego, że zaczyna mi się robić zaćma. W połowie kwietnia będę u okulistów. Zobaczę, co powiedzą. Być może będzie konieczna już operacja.
Ponieważ dobra muzyka jest lekarstwem nawet na takie stany niechęci do wszystkiego, jakie są u mnie ostatnio, dlatego wstawiam utwór Just for you w wykonaniu Ernesto Cortazara.



Poezja


 Krzysztof Cezary Buszman


Modlę się Boże do Ciebie - bo modlę
Taką widać odczuwam potrzebę
Stąpając maluczkim twardo po ziemi
Tęsknię za niebem.

Modlę się Boże do Ciebie - bo modlę
O nic nie proszę, chęci mam szczere
Bo gdybym o coś Ciebie poprosił
To byłby interes.

Do Ciebie się modlę, Panie - mój Boże
Modlitwą łagodzę rozpaczy zarzewie
Beze mnie zaiste - istnieć nie możesz
A ja bez Ciebie.

Modlę się Boże do Ciebie - bo modlę
I myślę ja sobie przed tą podróżą
Że gdybyś istniał, a ja bym nie wierzył
Straciłbym dużo.

Modlę się Boże do Ciebie się modlę
Tym co powiem nie będę się chełpił
Gdyby nie było ludzi na ziemi
Kto by Cię wielbił?

Modlę się Boże do Ciebie - bo modlę
Wśród beznadziei co hula po świecie
I trwać mi daje wiara niezłomna
Że jesteś przecież.







Plany

1 dzień marca

Dzień jest jasny, ale nie ma takiego słoneczka, jak na obrazku u góry. Mróz na dworze spory, ale to już podobno koniec zimy. Niecierpliwie czekam na wiosnę. Od razu zacznie się inne życie. W ogródku czeka już kawał skopanej  na jesieni ziemi i odgrodzonej od psów. Będą w nim różne moje uprawy. Co prawda praca w ogródku, to spory wysiłek, ale trzeba się trochę ruszać, a ja pracuję, siedząc na niskim stołeczku. Córka obiecała mi nasiona poziomek, które są plenne i mają duże owoce. Już szykuję skrzynkę do wysiewu.

Staram się nie oglądać polityki, bo mnie wkurza to, co się dzieje. Grunt to spokój, szczególnie, jak się ma tyle lat, ile ja mam. 
Korci mnie, żeby kolejny wyjazd na rehabilitację wykorzystać jeszcze dodatkowo. Dobry film obejrzany w prawdziwym kinie, to nie to samo, co obraz w komputerze, czy nawet w telewizji. No i bardzo chętnie poszłabym do teatru na jakąś sztukę. A w teatrze nie byłam już lata całe. Przymierzam się jeszcze do lotu samolotem. Nigdy nim nie leciałam, a ciekawa jestem jakie są wrażenia. Co prawda jestem okropny trzęsiportek i co będzie, jak samolot wystartuje, a ja dojdę do wniosku, że taki lot - to nie dla mnie i że chcę wysiąść.
Mój wnuk już wspomniał kiedyś, że chętnie się ze mną poleci np. do Gdańska. Tak, że planów mam sporo. Zobaczymy, co z nich wyjdzie.


Dziś tylko łóżko.