Tak było.

Znalazłam piękny taniec na lodzie i przypomniałam sobie swoją pożal się Boże naukę jazdy na lodowisku. Zaczynam jednak od tańca w profesjonalnym wykonaniu i do tego z piękną muzyką w świetnym wykonaniu.
Andre Rieu - My Heart Will Go On.

   

Miałam czterdzieści kilka lat. Mieszkałam w bloku przed którym każdego roku zimą było oświetlone wieczorem lodowisko i widziałam przez okno gromadę jeżdżących młodych ludzi. Zakładali łyżwy,wchodzili na lód i zaczynała się jazda, skoki, piruety. Młodzi ludzie jeździli tak lekko i zgrabnie, jakby nie musieli pokonywać żadnych trudności. Zapragnęłam i ja nauczyć się takiej jazdy. Zwróciłam się do syna, żeby mi w pierwszej lekcji pomógł. Zgodził się mnie trochę ubezpieczać. Na wszelki wypadek kolana owinęłam  grubymi szmatami, a na tyłek pod spodnie wsunęłam poduszeczkę. Wyszliśmy przed blok. Zobaczyłam, że w oknach bloku widać twarze moich koleżanek, które najwyraźniej miały ochotę zobaczyć moje popisy. Nic mnie to nie speszyło. Nie czułam się nigdy dystyngowaną, poważną starszą panią, tylko raczej luzakiem. Nawet w komicznych sytuacjach nie traciłam poczucia humoru i dystansu do samej siebie. 
Syn wyciągnął mnie na środek lodowiska, przez chwilę pomagał mi w stawianiu pierwszych kroków, ale po kilku moich niezdarnych ruchach powiedział, że muszę sama próbować, inaczej się nie nauczę. No i zostawił mnie na lodzie bez pomocy. Próbowałam stać, ale to też wcale nie było łatwe. Zastanawiałam się, jak to jest, że obok mnie młodzi ludzie jeżdżą jakby lód miał idealnie równą powierzchnię a ja czułam same mniejsze i większe nierówności i grudy. Przewróciłam się kilka razy, z trudem się podniosłam i w końcu na czworakach jak piesek dotarłam do brzegu.
Moją "naukę" oczywiście obejrzały koleżanki zaśmiewając się przy oknach.
Jeszcze kilka razy podejmowałam próbę "nauki jazdy", ale ponieważ postępów żadnych nie było widać, dałam sobie spokój. Pomyślałam, że nie ma co walczyć z sobą i ze swoimi słabościami na lodowisku, lepiej zwrócić uwagę na to jak się idzie po oblodzonym chodniku.

A przecież gdy byłam w liceum i mieszkałam w internacie, to każdego dnia przechodziłam przez wysoki parów, na którego dole co jakiś czas przejeżdżał pociąg. Lekko schodziłam ze stromego, śliskiego w zimie zbocza i bez trudności wchodziłam na górę po drugiej stronie. I nigdy nie pośliznęła mi się noga. Ale wtedy miałam kilkanaście lat.



4 komentarze:

  1. Wszystkiego co nas ciekawi trzeba w życiu spróbować. W liceum mieliśmy zimą wyjścia na lodowisko w ramach w-f, z których się notorycznie urywałam/łyśmy, więc moja nauka jazdy na łyżwach zatrzymałam się na jeździe po prostej, bez zakrętów, od bandy do bandy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jeździłaś i radziłaś sobie. Ja ani na łyżwach, ani na nartach jeździć nie umiem.

      Usuń
    2. Nie umiesz ale spróbowałaś, to się liczy :) Ja staram się w życiu spróbować wszystkiego co mnie zaciekawi, przecież drugiego życia mieć nie będę. Jeśli chodzi o narty to też próbowałam, to jest cudowna sprawa, nawet się nauczyłam, to znaczy nauczył mnie instruktor :). Niestety przy moim sercu, niewydolności itp. jest to dla mnie zbyt duży wysiłek, który szybko kończy się omdleniami i cały dzień mam z głowy. Tak więc była to dla mnie przygoda jednego sezonu, szkoda. Tylko kijki mi pozostają i rower, ale rower nie po górkach :(

      Usuń
  2. Też kiedyś próbowałam jazdy na łyżwach,ale to było tak dawno...

    OdpowiedzUsuń

Dziś tylko łóżko.