Życie


Andrzej Poniedzielski - Życie (...)



Życie - stary sposób na zbieranie zdziwień
Kończy się dość jednak nieszczęśliwie- bowiem śmiercią.
I choć tyle miewa znaczeń...
Nie słyszałem, by skończyło się inaczej.
 
Żyj
Jakiś sens przy tym miej
Bowiem żyć, samo żyć - nie wystarczy za sens.
 
Miej nadzieję na szczęściePowiedzmy od września...
Miej nadzieję...... i na tym poprzestań.


Dzisiejszy wpis zaczynam od wiersza Andrzeja Poniedzielskiego Życie.  Ostatnio nagle ze zdziwieniem i prawie z niedowierzaniem uświadomiłam sobie, że w ostatnich dniach listopada kończę 82 lata i na kark zacznie mi włazić, jeśli oczywiście dożyję, osiemdziesiąty trzeci rok. Najpierw poczułam mocny dyskomfort, bo życie bardzo mi się podoba i nie mam ochoty jeszcze się z nim żegnać, chociaż mam różne kłopoty zdrowotne. No ale wzięłam się w garść, jak to się mówi i staram się przyjąć ze spokojem, co los przyniesie. Na zamartwianie się, nawet lęki przed nieznanym nic nie da się zrobić i niczego zmienić. Wobec tego usiłuję żyć tak, jakby tego życia było przede mną jeszcze sporo. Co prawda nie zawsze mi się to udaje. Np. chciałabym na wiosnę postawić sobie w ogrodzie małą folię na działce. Już widzę. Dokoła jeszcze śnieg i zimno, a ja w folii na małych zagonkach sieję sałatę, rzodkiewki. Taka sałata z folii jest krucha. Ta z nieosłoniętego zagona nie ma co się z nią równać. I nagle myśl - Czy warto, bo...... itd. Przeleciałam już w myślach wszystkich moich bliskich zmarłych i policzyłam ich lata życia. Nie wygląda to najgorzej, ale też i nie jest zbyt optymistyczne. Moja Teściowa pochodziła z rodziny długowiecznej i dożyła prawie 98 lat, ale to może mieć wpływ na długość życia mojego męża, a nie moje. Moi rodzice zmarli po osiemdziesiątce. Moja babcia dożyła dziewięćdziesiątki, ciotka - siostra mamy - też dożyła dziewięćdziesiątki, a przeszła pobyt w obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Nie ma co liczyć żadnych lat. Lepiej liczyć na siebie i swoje zdrowie, które jeszcze jest jakie takie.

I żeby było wiadomo, co dalej? Jestem osoba wierzącą, ale moja wiara jest pełna niepewności i ma niewiele wspólnego z tą kościelną. Łatwiej mi wierzyć w Inteligentna Energię, która ma wpływ na nasze życie, która jest w nas i wokół nas. Kiedy myślę o dziwnych wydarzeniach w moim życiu, to przypomina mi się kilka takich trudnych do wytłumaczenia zdarzeń.

Byłam w internacie, gdy chodziłam do liceum, a moi rodzice właśnie się przeprowadzili do nowej miejscowości i dojazd do nich był dla mnie dosyć skomplikowany. Zbliżyły się Święta Bożego Narodzenia i zakończył się ostatni dzień nauki przed feriami. Byłam stęskniona za domem rodzinnym i czekałam niecierpliwie na wyjazd. Nagle nasza opiekunka powiedziała nam, że możemy wyjeżdżać dopiero od jutra, nawet wcześnie rano, ale dziś nie. Ja byłam ogromny śpioch. Wiedziałam, że mogę się obudzić dopiero koło południa, chyba żeby koleżanki obudziły mnie wcześniej. Toteż przed położeniem się do łóżka odprawiałam jakieś modły do dusz w czyśćcu cierpiących, aby obudziły mnie o takiej porze, abym zdążyła na pierwszy autobus. Obudziłam się w środku nocy zupełnie przytomna. Nie miałam gdzie sprawdzić, która jest godzina, bo ani ja, ani żadna moja koleżanka nie miałyśmy zegarków.To były czasy powojenne. Zegarek to był luksus, na który nie stać było naszych rodziców. Wstałam z łóżka, umyłam się, zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z internatu. Wokoło była ciemnica. Nawet w oknach nie było widać żadnych świateł. Psy nie szczekały, a ja tchórz straszliwy bez lęku poszłam przed siebie w tę ciemność i doszłam do przystanku. Tablica z rozkładem jazdy wisiała dosyć wysoko, ja ze swoją wadą wzroku nic nie mogłam na niej przeczytać, a nie przyszło mi do głowy aby poprzedniego dnia sprawdzić, o której jest pierwszy autobus. Stałam tak i myślałam, co robić, gdy nagle podjechał autobus - ten pierwszy. 
Inny przypadek. 
Byłam już kilka lat mężatką, ale teściowa do nas nie przyjeżdżała. Chyba wtedy boczyła się trochę na mnie. Toteż zupełnie nie myślałam o jej przyjeździe. Robiłam jakieś kluski na stolnicy i nagle bezwiednie podeszłam do okna i zaczęłam wyglądać na drogę czekając na przyjście Teściowej. Zdziwiłam się, co ja wyprawiam. Wróciłam do kluchów i za chwile znowu znalazłam się przy oknie,  jak jakaś lunatyczka. Za kilka minut przyszła do nas Teściowa.

Myślę sobie, będzie to, co ma być i staram się żyć normalnie, chociaż z lekkim drżeniem serca.

Wciąż jeżdżę sama z podwarszawskiej miejscowości do Warszawy na rehabilitację raz w tygodniu i chociaż przychodzą mi do głowy różne myśli na ten temat (czasami niezbyt optymistyczne, to pocieszam się tym, że zawsze mam przy sobie telefon komórkowy i mogę w każdej chwili zadzwonić do kogoś z rodziny o pomoc lub na pogotowie.

Na zakończenie piosenka pana Poniedzielskiego, w jego wykonaniu. (Nie jestem pewna, czy już jej nie wstawiłam wcześniej, ale jeśli wstawiłam, to trudno. Bedzie jeszcze raz.

2 komentarze:

  1. Życie to cudowny prezent który przytrafia się nam tylko raz. Jest piękne i krótkie. Choćbyśmy żyli ponad sto lat, to i tak jest za krótkie. Codziennie wokoło patrzymy na cud życia, cuda natury, na raj utracony w przyszłości. Trwonimy cenne chwile na zbędne rzeczy. Wierzymy lub nie, że Tam coś jest, a może nie ma nic. Wiem jedno, jest tylko tu i teraz, wczoraj minęło, jutro może się nam nie zdarzyć.
    Jesteś wspaniała, koniecznie postaw wiosną mały foliaczek, a codziennie łap za motykę i rzucaj się z nią na słońce, ja tak robię i to jest dobry sposób na życie :), raz się uda, dziesięć razy nie, ale wystarczy się rozejrzeć wokoło, na przyrodę, zwierzęta, góry, lasy i wody i...pięknie jest. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za piękny, bardzo ciepły i budujący komentarz. Przytulam Cie mocno. Marysia.

      Usuń

Dziś tylko łóżko.